Szukaj Pokaż menu

Ostateczny dowcip studentów dziennikarstwa

167 537  
775   17  
Kilku studentów Uniwersytetu w Utah postanowiło mocno zaakcentować swoje odejście z uczelni. Do tego celu wykorzystali współtworzoną przez nich studencką gazetę. Wielu czytelnikom (zwłaszcza płci żeńskiej) opadły szczęki.

Studia to nie je bajka...

90 600  
642   50  
Matura zaliczona i co dalej? Wybór dobrej uczelni to podstawa życiowego sukcesu. Oczywiście, "plecy" też są niekiepską alternatywą. Ambitniejszym absolwentom polecamy jednak znakomity...

Kliknij i zobacz więcej!

Kadra złożona jest z fachowców najwyższej klasy. Może i Ty odnajdziesz swoje miejsce na którymś z wydziałów:

Made in early 80's - czyli żywot schyłkopeerelowego ucznia

193 046  
2541   262  
Patrząc na dzieciaki z dzisiejszych podstawówek, aż trudno człowiekowi uwierzyć, że ongiś gówniarzowi do szczęścia wystarczył „korek” zakupiony na odpuście oraz średniej wielkości kamień. Przełom lat 80.-90. ubiegłego wieku to dość specyficzny okres – pierwsze na polskim rynku komputery, guma Turbo i oranżada w foliowych torebkach...

#1. Szkolny lans

W nagrodę za dobre sprawowanie i doskonałe wyniki w zakuwaniu tabliczki mnożenia dostawało się szkolny odpowiednik medali, które dyndały na mundurze prezydentowi Jaruzelskiemu. Czerwona plakietka z napisem „Wzorowy Uczeń” budziła podziw i zawiść kolegów z klasy. To odznaczenie w połączeniu z funkcją dyżurnego operatora gąbki do tablicy tworzyła iście zabójcze combo, wywołujące rumieńce na licach żeńskiej części uczniów.

#2. Komunia

Czas komunii łączył się z kilkoma rzeczami. Po pierwsze trzeba było wbić się w jakiś obrzydliwy, niewygodny garniturek. Jednak ten mały mankament nie przysłaniał dwóch najważniejszych frajd tego podniosłego, religijnego wydarzenia. Pierwszym była możliwość wyrżnięcia gromnicą w łeb kolegi z klasy. Bitwa na gromnice w wyraźny sposób nawiązywała do „Gwiezdnych Wojen i , ku przerażeniu rodzicieli, stawała się najbardziej spektakularnym punktem komunijnego programu.
Jednak to co tygryski lubią najbardziej to prezenty. Bogatsze szczyle dostawały swoje pierwsze składaki marki „Wigry-3” (z nieodłącznym dynamem i kolorowymi, plastikowymi ozdobami na szprychach).

Biedniejsze małolaty zadowolić się musiały zegarkiem typu „Montana” (bynajmniej nie Hannah), który poza zupełnie niepotrzebną funkcją wskazywania czasu posiadał ukryty bajer – całą playlistę szpanerskich melodyjek, które odtwarzało się poprzez jednoczesne naciśnięcie dwóch guzików z prawej strony...

#3. Skarbonka

Dziś nawet ząbkujący zapełniacz pieluch jest posiadaczem konta bankowego i karty płatniczej. Drzewiej, kasę uzyskaną z rodzicielskich zasobów trzymało się w skarbonkach. Do wyboru były różne rodzaje plastikowych, tandetnych świnek, które napełniało się całymi latami. Kiedy knur (tudzież locha) swoje już ważył, należało rozpruć jego bebech i przeliczyć fundusze... których zawsze wychodziło kilkakrotnie mniej niż się spodziewaliśmy.

#4. Prezenty, które naprawdę cieszyły

Zwykła kaseta magnetofonowa z etykietą, na której ktoś nabazgrał długopisem magiczny znak „C-64” powodowała, że w małolacie budziła się bestia. Lista gier na obu stronach plastikowego demona, zawierającego w swych trzewiach folię magnetyczną, była długa i zapewniała radochę na długie dni. Wciągnięcie cennej taśmy przez niesprawny magnetofon lub złamanie tak cennego oręża jakim był śrubokręcik do regulacji głowicy, zamieniał każdego z nas w zielonego Hulka gotowego niszczyć, palić i mordować... A podobno obalono już mit, że gry wywołują u gnojków zachowania socjopatyczne...

#5. Worek na kapcie

Wąsate woźne w swych niebieskich kombinezonach budziły grozę i dybały na życie każdego bękarta, który ośmieli się zrezygnować ze zmiany obuwia po wejściu do gmaszyska szkolnego. Dlatego też każdy małolat był posiadaczem worka z kapciami. Właściwie to ów worek stanowił idealne uzupełnienie kwadratowego tornistra wypełnionego książkami, których ciężar powodował, że byle powiew wiatru kierował szczyla ku glebie. Ząbkami do przodu.
Worek z kapciami służył do kręcenia młynków i, nade wszystko, do ciskania nim w przeciwników. Nierzadko lądował też na drzewie i za Chiny przeludnione nie chciał dobrowolnie stamtąd zleźć.

#6. Pierwsza bomba skręcona na szybko

Dziś dzieciaki potrafią zapewne bez trudu zmajstrować rakietę typu ziemia-ziemia (z ultra-dokładnym systemem namierzającym). Ale niegdyś wystarczyło skubnąć matuli z kuchni odrobinę saletry, ew. proszku do pieczenia i zaopatrzyć się w plastikowe pudełeczko po Kinder-niespodziance. Odpowiednie proporcje wspomnianych środków, w połączeniu z wodą i solidnym wstrząśnięciem, dawały iście wybuchowy efekt. Miła to odmiana dla odpustowych pistoletów na kapiszony (te ostatnie wybuchały czasem i bez pomocy pistoletów...)



#7. Vibovit!


Wynalazek sprzedawany w saszetkach, który (teoretycznie) przeznaczony był do rozpuszczania w wodzie. Chyba jednak każdy z nas poznał inną, smaczniejszą formę zażywania Vibovitu.

Pewnie dziś tak by to właśnie wyglądało. My jednak woleliśmy mieć lepkie palce i resztki Vibovitu za paznokciami...

#8. Tran

Koszmar, dla wielu porównywalny z koniecznością zjedzenia szpinaku. Tran podawany był w swej właściwej formie płynnej, tłustej cieczy. Dzisiaj dzieciaki idą na łatwiznę i zażywają go w postaci pigułek – pozwala to uniknąć, wykręcającego kiszki, smaku rybiego oleju. Niejedna babcia szykowała zapasy tranu (i środków motywujących dla wnusia) na zimę.










#9. Polonia 1

Był sobie kiedyś taki kanał, który zawierał w swoim programie kilka pozycji obowiązkowych dla każdego szanującego się małolata. Generał Daimos, Gigi i Kaptan Jastrząb. Wszyscy to oglądali i nikomu nie przeszkadzał fakt, że Tsubasa przez 90% odcinka biegł przez boisko (wszyscy czekali na kolejną odsłonę jego przygód, aby zobaczyć czy kopnięta przez niego, w ostatniej minucie, piłka trafi w końcu do bramki). Ale czy ktoś wtedy narzekał na karygodne nieróbstwo twórców serialu?

Ponadto Polonia 1 prezentowała włoskie filmy fikane i reklamy gdzie Katarzyna Figura prosiła o kontakt telefoniczny...

#10. Wafelek Kukuruku

Chyba najbardziej nieodżałowana strata po okresie szczenięcym. No, powiedzmy porównywalna do supertwardych gum Turbo. No i te szpanerskie naklejki...
Z jakiegoś powodu wafelki Kukuruku nie dotrwały do czasów współczesnych i jedynie co nam po nich zostało to reklama umieszczona w sieci przez jakiegoś, niesionego nostalgicznym porywem serca, dobrodzieja.

https://www.youtube.com/watch?v=FNEoyiFLGKs

Piosenka z tejże reklamy padła ofiarą młodocianych zgrywusów i niejedno dziecko wyśpiewywało: „Kukuruku jest trujące, w szkole, w lesie i na łące. Nadziewane heroiną i od tego dzieci giną...”
2541
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Studia to nie je bajka...
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Polityka mniej nudna - 8 dziwnych kandydatów
Przejdź do artykułu Najlepsze miejsca na spędzenie udanego urlopu
Przejdź do artykułu 7 bezczelnych, naukowych przekrętów
Przejdź do artykułu 7 oszustów i przekręty tak zwariowane, że aż trudno w nie uwierzyć!
Przejdź do artykułu Ekspansja religii
Przejdź do artykułu 15 zawodów, które już nie istnieją
Przejdź do artykułu Kto wymyślił zabawę w "słoneczko"?
Przejdź do artykułu Przełomowe momenty w sedesowej historii

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą