Szukaj Pokaż menu

Wielka księga zabaw traumatycznych V

24 096  
6   20  
Kliknij w te oczęta...Część kolejna masakrycznego dzieciństwa, po którym o dziwo spotykamy się jako dorośli w komplecie, ale za to z jakże miłymi wspomnieniami. Czytając poniższe historie aż dziw bierze, że wszyscy są cali i zdrowi... Naszymi przygodami wprowadzamy w osłupienie nawet zawodowych saperów. Nie wierzycie? No to musicie koniecznie przeczytać.

Nawet jako dorośli nie próbujcie tego w domu. 
Drugi raz może się nie udać!

Ja z moim bratem w dzieciństwie lubiliśmy strzelać z pistoletu pneumatycznego Łucznik ( i nie tylko). Pewnego razu jak już się skończył śrut i tarcze mój młodszy brat postanowił wypróbować na mnie nowy rodzaj amunicji. Oklejał plasteliną zapałki i strzelał. Bolało jak cholera. 
Innym razem strzelaliśmy się wodą ze strzykawek. Staliśmy w rogach przedpokoju, każdy ze swoim wiadrem.

Wielka księga zabaw traumatycznych III

25 979  
5   40  
Klikaj nie pytaj...Czy wiecie jak sprawiedliwie podzielić się nabojami podczas wojny na proce? Czy wiecie co może młody elektryk? A czy w końcu wiecie ile jest okazji dla młodego pirotechnika? Dziecięca wyobraźnia jest niczym nieskrępowana. Więc popuszczamy wodze fantazji...

U mnie niestety tylko Mikołaj świecidełko (ze świeczką w środku) poszedł z dymem. Ale okazałem przytomny umysł, napełniłem pistolet na wodę i zacząłem gasić, zanim zajął się parapet. No i oczywiście paliłem zabawki nad świeczką. A z zabaw to może... Wspinanie się przy największym wietrze na starą, pordzewiałą, dziurawą, od dawna nieużywaną wieżę do ćwiczeń dla strażaków i kołysanie nią wraz z wiatrem. (wrażenia były niesamowite, przechylała się o kilka metrów, a spojrzenie w dół też było interesującym przeżyciem, gdyż w żadnym z pięter nie było więcej niż 1/6 podłogi!) 

by Mihau_nts

* * * * * 

My zimą robiliśmy kulki ze śniegu, robiliśmy mały otwór w środku, wlewaliśmy tam trochę benzyny, podpalaliśmy i rzucaliśmy w ściany. Efekt był niesamowity, jak taka rozbryzgująca się kulka motała płomyczki wszędzie do okoła. Raz taki płomyczek poleciał na głowę kolegi i trochę mu się czochradło zajęło. Ale wsadził łeb w zaspę i nie ucierpiał za bardzo.

by Micbea

* * * * *

Zabawy pirotechniczo-saperskie:

Wielka księga zabaw traumatycznych IV

27 408  
5   23  
Dla trochę starszych dzieci...Jak byliśmy mali, to wiele pomysłów nam do głowy strzelało. Co odważniejsi wcielali je w życie. Ryzykując poważnymi konsekwencjami w postaci ostrego lania uparcie przecierali szlaki nieznane i niezbadane. A to rzeźba na meblach, a to pierwsze jazdy Żukiem, a to w końcu bobsleje na schodach... Nieskrępowana niczym wyobraźnia dziecięca daje tu upust...

UWAGA! Nawet jako dorośli nie próbujcie tego w domu...


Swego czasu rodzice moi zastali mnie zawzięcie dłubiącą dość ostrym narzędziem po meblościance (takiej PRL-owskiej, lakierowanej). Zdążyłam już wyrzeźbić spory kawałek mebla, zanim mnie brutale dopadli. Wykazali się wielką wyrozumiałością i postanowili dociec dlaczego ich pociecha postanowiła zdemolować meble. Moja odpowiedź rozbroiła ich na tyle, że nawet obyło się bez klapsa.

Po prostu stwierdziłam, że dziadkowie mają takie śliczne rzeźbione meble i ja chciałam, żebyśmy też takie mieli.

by Ra_dusia 

* * * * * 

Moja kumpela z trójką rodzeństwa postanowiła wytępić osy ze strychu stodoły u babci na wsi. A że były to dzieci miastowe zrobiły to fachowo - polewając gniazdo wodą. Efekt - mama ich nie poznała takie mieli zapuchnięte oblicza, jak również inne części ciała.

by KlaraG 

* * * * * 

Moja ciocia w wieku 6 lat postanowiła przejechać się żukiem dziadka. Przejażdżka skończyła się wykonaniem nowego wejścia do domu. Konkretnie do kuchni można było wejść również bezpośrednio z podwórka.

by KlaraG 

* * * * * 

Koledzy z osiedla pojechali na poligon w celu zbierania łusek. Znaleźli tam fajny duży pocisk. No to zapakowali go w reklamówkę i przywieźli trolejbusem na rodzime osiedle. Na szczęście ktoś szybko wezwał saperów.

by KlaraG 

* * * * * 

Kiedyś bawiliśmy się saletrą. Zabawa szybka nam się znudziła, a że mieliśmy jeszcze pół słoika (takiego, powiedzmy, półlitrowego) mieszanki, weszliśmy na 7 piętro, kumpel wrzucił do słoika zapałkę, a ja słoik zakręciłem. Poczekałem przyglądając się, czy się zapaliło. Na szczęście szybko wyrzuciłem słoik przez okno. Eksplodował w połowie drogi. Resztka mieszanki błyskawicznie się zajęła dając piękny płomień.

by Enzo

* * * * * 

Mając jakieś pięć lat bawiłem się z bratem w indiańską dozorczynię. Polegało to na tym, że rzucał we mnie miotłą, taką ze słomy. Efekt był taki, że miałem pół twarzy w czerwonych kropkach, a matka myślała, że to półpasiec...

by Enzo

* * * * * 

Spadochroniarze: Robiło się spadochrony z chusteczek higienicznych, chustek, itp, nici i małych ciężarków (papier, sreberko, odważnik do wagi) i testowało się z piątego piętra. Często rozwalały się o ściany budynku albo spadochron się zwijał i spadło za szybko. Eksperymenty jednak trwały i w końcu przetestowaliśmy wielki spadochron z przywiązanym kotem. Kot spadając złapał się balkonu jakiegoś sąsiada poniżej i w panice strącił taką wielką prostokątną donicę prosto na schody do klatki. Tak się nam spodobało ze skończyliśmy ze spadochronami i zaczęliśmy zrzucać rożne przedmioty, żeby sprawdzić jak się rozwalają.
Na końcu zaczęliśmy je jeszcze podpalać dla większego efektu. A potem był wp****ol i się skończyło.

by RavenEye 

* * * * * 

Zabawa w komandosów: Miałem taka gruba sąsiadkę i wiatrówkę marki Condor na gumowe pociski... Niestety ona również musiała kiedyś być komandosem bo wyczaiła z których krzaków snajpuję i zaciągnęła mnie za ucho do matki.

by RavenEye 

* * * * * 

Kiedyś po olimpiadzie wpadliśmy z bratem na pomysł zjazdu w szufladzie z komody po betonowych schodach w domu (z pierwszego piętra na parter). Schody nie były proste tylko zakręcały, ale jako, że naoglądaliśmy sie bobslejowców to wiedzieliśmy jak się przechylać i skręcać. Na szczęście dla nas i nieszczęście naszej młodszej siostry szuflada była za mała dla nas dwóch, to wsadziliśmy ją. Daliśmy misia do kompletu (przecież zawsze startowały dwójki albo czwórki) i sru... No i zapomnieliśmy poinstruować odpowiednio co do balansowania ciałem. Efekt: Rozbity nos i czoło przy pierwszym kontakcie ze ścianą (w połowie schodów). Następnie nieoczekiwany zwrot akcji. Zjazd rufą na parter. Pogotowie i szew na potylicy, ale siostra nadal mnie kocha. Szczególnie za mnogość miśków i innych przytulanek w jakie zaopatrzyła się podczas terapii. powypadkowej..

by FAZZY_bez_humoru 

* * * * * 

Wieczorem albo w nocy wracając z łyżew na boisku szkolnym toczyło się wielką kulę śniegową. Tak w kilka osób. Podtaczało się pod drzwi jakiegoś bloku (akurat wszyscyśmy wtedy mieszkali w domkach z ogródkami a nie w nowym budownictwie) i zostawiało na noc (czasami można było polać wodą dla lepszego efektu). W życiu nie wstawaliśmy tak wcześnie i tak chętnie do szkoły. Wychodziło się nawet godzinę przed zajęciami. Siedziało na podwórku i podziwiało z jaką gracją ludzie wychodzą do pracy przez okno sąsiada mieszkającego na parterze. Niestety dorwał nas kiedyś dozorca. W czynie społecznym odśnieżyliśmy wiele osiedlowych chodników.

by FAZZY_bez_humoru 

* * * * * 

Heh, my z bratem kiedyś próbowaliśmy oduczyć rodziców palenia - włożyliśmy do papierosów:
1) druciki, które wystawały po spaleniu - tłumaczyliśmy to nowa technologia, że niby w ten sposób papieroski się nie łamią (rodzice łyknęli)
2) włosy + paznokcie - śmierdziało potwornie, ale byli nieugięci
3) petardki, tzn. takie małe czerwone dynamitki - ojciec mało zawału nie dostał jak papieros rozleciał się na strzępy, ale do tej pory pali.
A jak mój brat (5lat starszy) nie chciał się ze mną bawić, to mnie zawijał w dywan i miał spokój na kilka godzin.

by Koval777 

* * * * * 

Jak byłam mała często mogłam doświadczyć wieczornych serenad mojej ukochanej mamusi.. Otóż chrapała niemiłosiernie z otwartymi ustami. Chciałam to kiedyś ukrócić wkładając jej do buzi pół paczki rozkruszonych paluszków. Na szczęście biedaczka obudziła się zanim zdołała zaczerpnąć powietrze. 

by Pscolka 

* * * * *  

A mój starszy braciszek chcąc pomóc mamie postanowił mnie nakarmić (miałem coś około roku, mój brat 2 lata starszy). Wziął, co miał pod ręką tj. jakiś serek i nakarmił mnie na siłę zatykając wszystkie otwory w głowie (oczy, uszy, usta, NOS!). Jak już zrobiłem się fioletowy wystraszył się i przykrył mnie ścierką żeby mama nie widziała.

by Mednin


INFORMACJA SZCZEGÓLNA DO WYBRAŃCÓW
Jeśli pracujesz w Radiostacji i chcesz skorzystać z tego tekstu by ubarwić nim poranny swój program bądź człowieku człowiekiem z honorem i podaj skąd masz tak dobry pomysł. Z Joe Monstera. Tobie nie ubędzie, nam też nie, a ludzie poznają to co dobre.

PS. Podobno kopiowanie to najwyższa forma kompletmentu. Wczorajszy
SMSowy konkurs na temat 'Otwieram wino z moją dziewczyną' był bardzo fajny. Dzięki.

5
Udostępnij na Facebooku
Następny
Przejdź do artykułu Wielka księga zabaw traumatycznych III
Podobne artykuły
Przejdź do artykułu Martin A. Couney uratował tysiące dzieci, bo nie wiedział, że to niemożliwe
Przejdź do artykułu Wspomnienia pracownika salonu GSM
Przejdź do artykułu Znajdź różnice - profesjonalny poradnik
Przejdź do artykułu Rodzynki (z) wykładowców - Tak się bawi AGH!
Przejdź do artykułu 7 zwariowanych ciekawostek z odległego Kazachstanu
Przejdź do artykułu Autentyki LXXIV - Przepraszam Pani Magdo
Przejdź do artykułu Liczniki i kokpity w samochodach, które wyprzedziły swoje czasy
Przejdź do artykułu Wielka księga zabaw traumatycznych II - Zabawy z pastuchem elektrycznym
Przejdź do artykułu Wielka księga zabaw traumatycznych III

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą