Jeśli szukasz tu czegoś z czego można się pośmiać zrywając boki - zawiedziesz się. Natomiast jeśli trafiłeś tu szukając ludzi, którzy niemalże trafili do księgi Darwina - zapraszam. Dzisiejszym bohaterom w komplecie udało się przeżyć, choć były i złamania i zranienia...
Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...
SPŁYW
Pewnego chłodnego majowego weekendu wybraliśmy się z moim ojcem i ex na spływ kajakowy. Dla byłego miała być to pierwsza tego typu wyprawa. Niestety po kilku kilometrach okazało się iż Wel jest rzeką górską. Było ciężko, zaliczyliśmy kilka wywrotek (przypominam: zimny maj!!). I ja i ojciec mieliśmy mnóstwo zadrapań, obić, okaleczeń różnego rodzaju, którymi dumnie się chwaliliśmy w oczekiwaniu na mego brata, który miał odebrać nas i kajaki. Biedny Tomasz (ex) nie ucierpiał w żaden sposób i był niepocieszony, że nie ma się czym chwalić. Gdy tylko przyjechał brat załadowaliśmy kajaki na forda transita i kolejno wsiadaliśmy do pojazdu. Ja i Tomasz siedzieliśmy z tyłu, brat przed nami na miejscu pasażera. Wsiadanie Tomka i brata zgrało się czasowo czego wynikiem był dialog
Tomek: Ał...
(chwila ciszy)
Ja: Co ał?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą