Ja to wszystko rzucę i serio wyjadę w Bieszczady
To był straszny dzień. Straszny straszny. I niczego już prawie nie czuję, tak mnie wszystko boli. (A niby praca biurowa
)
Dobra, miało mi się ulać, to teraz mi się uleje.
Przeprowadzałam się pracowo - to wiecie. Dwa piętra niżej schodziliśmy. W piątek była godzina zero. Ja jako wielki koordynator
zarządziłam, ze najpierw zostaną przeniesione moje klamoty, potem mojej koleżanki z pokoju obok (a która sprytnie poszła na urlop), mojego szefa, a potem pozostałych osób. Wszyscy niby zaakceptowali.
W czasie jak były przenoszone moje rzeczy, nasza pani sprzątająca szorowała na kolanach (!) podłogę w pokoju dziewczyn. I jedna z nich, pizda pierwszej wody, przyszła do niej i zaczęła ją poganiać. Gdy ta jej powiedziała, ze się stara, ale nie może szybciej bo po pierwsze nie da rady, bo ma swoje lata i jest już zmęczona, a po drugie, jest jeszcze czas, to ta larwa powiedziała jej, że jej to nie obchodzi, ona chce już i natychmiast, a jak chciała mieć mniej wyczerpującą pracę, mogła zadbać o swoje wykształcenie.
Tiririru bęc!
Jakbym miała coś ciężkiego pod ręką, to pewnie nosilibyście mi paczki
I dobra w czym rzecz - nożesz kurwa mać, jak można coś takiego komuś powiedzieć? Jak można w ogóle coś takiego pomyśleć?
No. Tyle.