Żeby było wiadomo o kim rozmawiamy
Z tym jegomościem współdzieliłem gulasz turystyczny wołowy (bo wieprzowiny kotom nie powinno się dawać), następnie udostępniłem powierzchnię niepłaską w celach wypoczynkowych
Fcuk, ale wspomnienia wróciły. Bansko International Jazz Fest, sześć dni koncertów jazzowych w miejscowości położonej między masywami Pirinu i Riły
Z każdej strony wysokie góry, burze, które zatrzymywały się na szczytach i nieposkromiony niczym jazz w towarzystwie błysków piorunów, rzeki browarów i morza tytoniu
Jasna cholera, to było dobre.
Rano wyłaziliśmy w góry, na wieczór wracaliśmy na koncerty. Potem biba do trzeciej - czwartej, spanie trzy godziny i znów na szlak, potem muzyka. Pamiętam, że była kapela, która grała cudownie nowoorleański jazz, do tego stopnia, że kończąc koncert zeszli ze sceny nie przestając grać i z tańczącym korowodem ludzi, udali się spożywać trunki
Dobry bobrze, jak wróciłem do Warszawy, to się cieszyłem, że idę do pracy i troszkę odpocznę