Guess who's back
To kursywą kończyło poprzedni kawałek
- Zmiana planu – skontrował Różyczka – wjeżdżamy we dwóch i walimy ich na glebę. Ty pilnujesz skutych, ja wzywam zmotoryzowanych, co by nasze ptaszki trafiły szybciutko do klatki. - Dupa tam, żadnego rzucania na glebę, jasne? Ciśniesz takim zbyt mocno i zaraz trzeba się będzie tłumaczyć. Kulturalnie Mieciu, w dobrym stylu i z fasonem. Idziemy. – zakomenderował JF. Panowie ruszyli wolnym, acz czujnym krokiem w stronę naszych zuchów. Gdy zbliżali się do rogu kamienicy, Miecio, niepotrafiący pozbyć się nigdy nieużywanych na poważnie umiejętności, klepnął kolegę w ramię i wydał rozkaz:
- Go go go, ruszamy – jednocześnie wskazując dwoma wyprostowanymi palcami Dudusia i Antka. Wywołało to ni mniej ni więcej, tylko wzruszenie ramion partnera. Krokiem patrolowym zbliżali się do żywo dyskutującej dwójki. Duduś i Antek nie zauważywszy zbliżających się stróżów prawa, zagłębiali się coraz bardziej w mroczne wizje rytuału, który miałby odegnać wyimaginowane zło z wyimaginowanego chłopca.
- I teraz najważniejsze – Duduś operował kredą po chodniku z lekkością, jaką dyrygent wymachuje batutą dowodząc swoją orkiestrą – miejsca dla osób postronnych, uczestników dramatu. Mamy tam, prócz dzieciaka i znachorki, dwóje rodziców. Ich należy umieścić w takim miejscu, by linie łączące matkę, ojca i znachorkę, tworzyły trójkąt równoboczny, opisany na okręgu. Rozumiesz?
- Tak, potrzebujemy obliczyć odległość tych punktów, żeby się ładnie układało. Jak mniemam, nierówny trójkąt spartoli cały obrzęd? – Antoś drapał się za uchem. Obliczenia nigdy nie były mocną stroną obu panów, chyba że rachowali swoje zasoby finansowe w Mewie. Jednak Chomik nie doczekał się odpowiedzi, gdyż dyskusję przerwał stanowczy głos, który zaskoczył ich nie mniej, niż zima zaskakująca warszawskich drogowców.
- Dobry wieczór, starsi posterunkowi Buła i Różyczka ze śródmiejskiej komendy Policji. Możemy zapytać co też panowie tutaj robią w środku nocy? – JF Buła wyklepał służbową formułkę i lustrował wzrokiem obu gentlemanów.
- Albo nie będziemy pytać i od razu przejdziemy do aresztowania, jeśli wyjaśnienia będą mętne – wtrącił trzy grosze „Atek”.
- Mieciu, to bez sensu – kącikiem ust, szeptem skomentował to JF – jeśli nie zapytamy, nie będzie wyjaśnień, nawet mętnych. Wyluzuj.
- Racja. Co więc mają znaczyć te rysunki? Sekta? Planujecie coś nielegalnego? Skąd tu przyszliście? Gdzie byliście wcześniej? Lista nazwisk znajomych. – „Atek” zaatakował krzyżowym ogniem pytań. Dudusiowi ze zdziwienia wypadł papieros z ust. Antek Chomik stał jak odlany z brązu, nie rozumiejąc co się właśnie dzieje.
- Spokojnie – spróbował tonować nastrój Buła – wszystko po kolei. Najpierw pan z kredą. Ma pan jakiś dowód osobisty, prawo jazdy, cokolwiek?
Duduś, odzyskawszy nieco rezon, schylił się po palącego się na chodniku papierosa.
- Delikatnie, ręce na widoku – Miecio pozostawał czujny jak północnokoreański żołnierz na warcie.
- Zaraz panowie, zaszło jakieś nieporozumienie. Pozwólcie, że się przedstawię. Duduś Literat, a to mój dzielny kompan Antoni Chomik bibliotekarz, z zawodu. Z kim mamy przyjemność?
- Już się przedstawialiśmy – przypomniał Buła.
Pisarz szybko przejrzał w pamięci ostatnią minutę.
- Proszę o wybaczenie, faktycznie, panowie Drożdżówka i Tulipan.
- Buła i Różyczka, proszę nie żartować.
- Nie miałem zamiaru. Wybaczcie roztargnienie, ale akurat jesteśmy z kolegą w trakcie dosyć ważnego projektu.
- Planujecie zbrodnię! – syknął dziwniejszy z policjantów, sięgając po kajdanki – łatwo się z tego, ptaszki, nie wywiniecie.
- Jaką zbrodnię? – do rozmowy włączył się Antek. – Nie ma mowy o żadnej zbrodni. To co tu widzicie, ma na celu umożliwienie odprawienia tajemnego rytuału, który odegna zło, próbujące dostać się do naszego świata przez ciało chłopca. Dodam, że chłopca z biednej rodziny, jedynaka.
- Antosiu, zamknij się uprzejmie – rozsierdził się Duduś – nie wolno zdradzać planów, przed ich ukończeniem. To niezdrowe, a z mojego punktu widzenia, przekreśla też sens pracy twórczej.
- Buła, słyszałeś? To praktycznie przyznanie się do winy. Zwijamy towarzystwo. Wzywaj samochód i wieziemy ich na komendę.
- Dlaczego komendę? Przecież nie robimy nic złego. Mój szanowny kolega raczył tylko opisać zastaną przez panów sytuację, przecież to nie jest karalne. Jasne, zasługuje na krytykę za uchylenie rąbka tajemnicy, ale to jeszcze nie powód do zatrzymywania nas. Ja się z nim rozmówię w odpowiednim czasie. A teraz, jeśli panowie pozwolą, chcielibyśmy dokończyć to nad czym pracujemy.
- Nie na mojej zmianie – sparafrazował nazwę jednego z osiągnięć ze swojej ulubionej gry „Atek”.