coś tam jeszcze dopisałem, ale to na pewno nie koniec odcinka
A to ciekawe, miałem parę pomysłów jak temu zaradzić. Naprawdę dobrych pomysłów. A ona, ubrana w nocną koszulkę, szorty i jakąś tam narzutkę, wpasowałaby się w te pomysły idealnie. Nie wziąłem jednakże pod uwagę podlaskiego pochodzenia Marylci.
- Nu, to zróbmy flaszkę, bo nocy szkoda. – Z kieszeni narzutki wyciągnęła zgrabne 0,7. – Masz jakiś szkło?
- Coś tam się zawsze znajdzie.
Usiadła przy stoliku, a ja zacząłem przeszukiwać niewielki bagaż. Oczywiście kieliszki zaraz się znalazły. Nie były to co prawda kieliszki z ciętego szkła, a zwykłe metalowe pięćdziesiątki, ale to się przynajmniej nie tłucze. Zestaw obowiązkowy podróżnika. Albo pijaka, jak wolicie. Napełniliśmy naczynia, metal brzęknął o metal, wypiliśmy.
- Coś Marylcię dręczy, że spać nie możesz? Po takiej dawce świeżego powietrza, powinnaś spać jak zabita.
- Ech, durny ty, miastowy. Ni przyzwyczaił si jeszcze do monieckiego? Też czyste.
- Nu, fakt, czyste – potwierdziłem.
Marylcia zaniosła się śmiechem, aż się biedna zakrztusiła. Popatrzyłem na nią nie bardzo rozumiejąc, co ją tak rozśmieszyło.
- Powiedziłeś po naszemu „nu”. Pirwszy raz chyba.
- Niemożliwe. Tak powiedziałem?
- Owszem. Nu, to jeszcze raz, polij.
Cholera, rzeczywiście tak powiedziałem. Co to wódka i zmęczenie robią z ludźmi. Uzupełniłem wódeczkę.
- No, dobrze – wyraźnie podkreśliłem „no” – w takim razie co jest grane?
- Nic specjalnego, czasu trochu szkoda. Jeszcze bym pogadała.
Pogadała? Nie taki był plan, koleżanko, zdecydowanie nie taki. Ale trzeba tańczyć jak ci zagrają. Wyciągnąłem papierosy.
- Tu można palić? – Zapytała zaskoczona?
Wskazałem kciukiem zapchany czujnik.
- Znaj rękę mistrza. Palimy, czujnik nie zawyje. Otworzymy okno i będzie w porządku.
Tak też zrobiliśmy. Mroźne powietrze wpadło do pokoju z prędkością światła. Zarzuciłem jej mój prochowiec na ramiona. Żeby się tylko nie pochorowała.
- Kapelusz, a jak już dorwisz tego drania, który zabił kolegę, to co zrobisz?
A to było dobre pytanie. Chyba się jeszcze nad tym nie zastanawiałem.
- Wymierzę sprawiedliwość.
- Sam?
- A z kim? Marylci tam nie zabiorę. Gdziekolwiek miałoby się to rozegrać, zostaniesz w bezpiecznym miejscu. Może w pobliżu, ale na pewno nie będziesz zagrożona czymkolwiek.
- Nu, a policja?
- Nie bądź naiwna. Po co mieszać w to policję?
- Przeciż skoro jest winny, to chyba policja i sąd powinny si tym zająć.
- Minęło już sporo lat, jeśli przez ten czas nikt się sprawą należycie nie zajął, to są marne szanse, że to się faktycznie stanie. Nie, to trzeba będzie zrobić po mojemu.
- Zastrzelisz go? – Wyglądała na przestraszoną.
- Nie, nie noszę ze sobą broni. Sięgnij do lewej kieszeni płaszcza.
Wsadziła rękę w kieszeń. Oczywiście od razu wymacała mojego metalowego przyjaciela.
- Chcesz mu obić gębę?
- Gębę, mordę, ryj, facjatę. Zwał jak zwał. Tak, spuszczę mu porządny wpierdol, a ten kastet będzie do tego zadania odpowiedni. W zasadzie niewiele to zmieni, ale uspokoję sumienie. I pomszczę kumpla.